CZYLI JUŻ WKRÓTCE WYRUSZAMY NA SZLAK! Pierwszą książę o Drodze, czyli Camino przeczytałam niemal 3 lata temu. W ten sposób zapełniałam sobie długie minuty, spędzone w zatłoczonej komunikacji miejskiej, podczas słynnych łódzkich remontów infrastrukturalnych. Temat bardzo mnie poruszył. Gdzie tam:poruszył - kompletnie mnie zafascynował ! Uwielbiam długie, samotne trasy, niespodziewane spotkania z nowymi, intrygującymi ludźmi, wieczorne rozmowy " o wszystkim i o niczym ", odkrywanie zakamarków świata, przemilczanych w ofercie przez właścicieli biur podróży. Lubie też język hiszpański, chłód kamiennych, średniowiecznych katedr i dobrą, mocną, śródziemnomorską kawę. Kupiłam kolejne książki; przez przypadek także numer National Geographic, w którym znalazłam (mocno skondensowany) artykuł o Santiago de Compostela. Później obejrzałam " Drogę życia " z Martinem Sheenem w roli głównej (wybaczcie: osobiście go nie trawię ). Film, choć fabularny, podobno doskonale oddaje klimat tej wędrówki. Udało mi się również, po wielu latach marzeń, odwiedzić ojczyznę Cyda i Don Kichota, a konkretniej: zapchaną turystami po same szczyty Sagrada Familia, Barcelonę oraz spokojną, nieco senną, chyba najbardziej katalońską na świecie, Gironę. Pewnego razu, w szare i paskudne zimowe popołudnie, wpadłam na pomysł: a może by tak gra planszowa ? Gra, która pozwoli przenieść się w każdej chwili na szlak? Pomoże dowiedzieć się więcej o fascynującej wielowiekowej tradycji Dróg Świętego Jakuba ( Santiago = Święty Jakub ), rycerzach, legendach, katedrach, świętych i kulturze Hiszpanii? Naszkicowałam to i owo. Przejrzałam mnóstwo książek, zdjęć i obrazów. Szukałam inspiracji dla postaci. Chciałam uzyskać klimat średniowiecznych rycin. Studiowałam różne mapy, pochodzące z rozmaitych okresów czasu. Przeczytałam grubaśny, bardzo gorliwie napisany, przewodnik w języku angielskim. Przygotowałam pytania oraz projekt kart. Wciąż jednak brakowało mi pomysłu, jaką technologią zrealizować grę. Początkowo myślałam o zwykłym kartonie, jednak zależało mi na tym, by gra była solidnie wykonana i miała charakter podróżny. Po szkoleniu z obsługi plotera laserowego w Fab Labie, już wiedziałam, jak będzie wyglądać moja gra! Przedstawiam Wam prototyp ( na razie bez wydrukowanych kart ). Składana plansza jest podklejona taśmą magnetyczną, pionki mają zamiast stojaków magnesy. Możemy grać w autokarze, w samochodzie, w parku, na pikniku. Całość będzie zapakowana w wygodny woreczek, a karty oraz instrukcja zostaną zalaminowane. Szykuję się również do stworzenia angielskiej i hiszpańskiej wersji językowej.
0 Komentarze
CZYLI OD ZERA DO PROTOTYPU - PODSUMOWANIE AKADEMII PROTOTYPOWANIA I FABRYKACJI Jeszcze w lutym wahałam się, wysyłając mail zgłoszeniowy do Fundacji Fab Lab. Przygotowałam cztery różne propozycje koncepcji; starałam się zaproponować coś jak najbardziej intrygującego ( oczywiście również wykonalnego ). Sanki aerodynamiczne do zabaw ekstremalnych? Biurko z panelem podgrzewającym kawę? A może elastyczny grzejnik elektryczny? Na co by się tu zdecydować? Ostatecznie postawiłam na... kołyskę. Opis projektu wydawał się dziwny, więc na pewno przykuwał uwagę. Z radością zatem przeczytałam mail z zaproszeniem i przyszłam zadowolona na spotkanie organizacyjne Akademii Prototypowania i Fabrykacji. A tu pierwsza niespodzianka - zostałam zapisana nie do tego modułu szkoleniowego! Co ja wiem o elektronice i programowaniu?! W życiu nie rozkręciłam nawet kalkulatora! Próbowałam przekonać organizatorów, że doszło do pomyłki, ale ( m.in. z uwagi na liczbę uczestników ) zmiana nie była już możliwa. Pocieszałam się, że część programu obu modułów jest podobna, a poza tym przecież to "ma być zabawa bez stresu" ( przynajmniej tak deklarował Grzesiek Belica - główny pomysłodawca ). Już od samego początku wszystkie zajęcia wymagały sporych zasobów intelektualnych ( i czasowych ). Prowadzący bardzo starali się przybliżyć nam najprościej, jak to możliwe, absolutne podstawy podstaw. Poparzone lutownicą palce, ból głowy i oczu po 8 godzinach poprawiania trójwymiarowej wiertarko - wkrętarki, Westchnienia ekspertów, po tysięcznym pytaniu dotyczącym tego samego problemu. Niekończące się pytania rodziny i znajomych, czy ten weekend / wieczór w końcu będę miała wolny? ( cyt. " znowu jedziesz do tego całego LABU?! " ) Były też oczywiście chwile radości i satysfakcji - kiedy bawiłam się, stworzonym pod okiem Łukasza Spierewki z CD Projektu, symulatorem krojenia marchewki. Kiedy z maszyny CNC Łukasz Ciąćka wyjął aluminiowe elementy, zaprojektowanego przeze mnie gadżetu ( i nie wymagały poprawek ! ), a sam gadżet zainteresował gości podczas Nocy Wytwórców. Kiedy pionki do gry planszowej, wycięte laserem ( podczas zajęć z Fab Lab'em Trójmiasto ) wyglądały dokładnie tak, jak je sobie wyobraziłam. Kiedy kieliszki, przygotowane wspólnie z Kamilą Mróz, zrobiły furorę, jako prezent ślubny. Gdy umiałam pomóc, podpowiedzieć, rozwiązać problem któregoś z uczestników szkolenia; gdy w przerwie na kawę, odbywaliśmy dyskusje i kolejne burze mózgów. Tymczasem kołyska LU_LU, tworzona równolegle ze szkoleniami, wciąż wymagała korekt harmonogramu oraz nowego zestawienia elementów konstrukcji. Wykonałam za pomocą plotera laserowego miniaturowe makiety próbne, następnie samą podstawę, by przetestować działanie mechanizmu oraz krzywiznę boków mebla. LU_LU zmieniała się wizualnie, modyfikowałam również rozwiązania elektroniczne, mechaniczne i programistyczne. Zredukowałam rozmiary prototypu, by zmieścić się lepiej w budżecie. Czekałam cierpliwie na swoją kolej przy stanowiskach roboczych i maszynach. Jednym słowem: kompromisy na każdym kroku... Oczywiście, nie byłam ani przez moment pozostawiona sama sobie! Zadawałam setki pytań, słuchałam rad i sugestii. Wspierali mnie zarówno tzw. mentorzy, czyli niezastąpieni specjaliści - praktycy, członkowie Fab Lab'u ( i nie tylko ) , jak również sami uczestnicy szkolenia. W chwilach zwątpienia ( " nie wiem czy zdążę ", " nie wiem, jak to zaprogramować", " silnik się chyba spalił " ) natychmiast pojawiała się motywacja w rozmaitej postaci. Nawet przez moment nie pomyślałam o przysłowiowym złożeniu broni. Nadszedł dzień 7.06.2016. Z wrażenia zapomniałam dodrukować naklejki z cyferkami, objaśniające widzom schemat działania wynalazku. W przestrzeni Łącznika WI-MY temperatura wynosiła chyba ponad 30 stopni. Przeklinałam nowe buty na obcasach, które cisnęły mnie niemiłosiernie. Sprawdziłam kontrolnie jeszcze raz - kołyska działa. Uff! To najważniejsze.
Czułam się prawie jak w dniu otrzymania dyplomu ukończenia studiów. Gratulacje, pytania, uśmiechy, zainteresowanie, rozmowy. Stres, zmęczenie, olbrzymia satysfakcja. a jednocześnie jakiś dziwny smutek - że to już koniec... ( no i radość: wreszcie mogłam zdjąć te nieszczęsne buty! ) Zaraz, zaraz - jaki koniec? To właśnie jest POCZĄTEK! P.S. Tutaj znajdziecie więcej szczegółów na temat projektu APIF, finału i wynalazków: https://www.facebook.com/akademiapif/ P.S. 2. UWAGA: wszelki kontakt z Fab Lab'em grozi zarażeniem poznawczym i kreatywnym ADHD wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami :-) |