CZYLI JAK ZMIENNOCIEPLNE ZWIERZĘ STAJE SIĘ ZMIENNOKSZTAŁTNE Uwielbiam rozmaite układanki, składanki, zabawki z ruchomymi elementami oraz przedmioty wielofunkcyjne, które pozwalają na szybką personalizację. Remonty, przemeblowania i przeprowadzki to coraz powszechniejsza sytuacja, również w przestrzeniach publicznych. Nasza przestrzeń zmienia się, jak obrazki w kalejdoskopie. Przykładowo: dziś moje biuro znajduje się w prostokątnym pokoju, na trzecim piętrze, ale już jutro będzie na parterze, w okrągłej sali ze słupem pośrodku, a za miesiąc być może w nowym budynku, w przestrzeni typu open - space, ze ścianami przeszklonymi, od sufitu do podłogi. W naszych mieszkaniach również pojawiają się i znikają nowe pomieszczenia. Może zamienimy łazienkę w kuchnię? Podzielimy kreatywnie pokój, z myślą o drugim dziecku? Wyburzymy ścianę, by zyskać przestrzeń na wygodny stół, między kuchnią i salonem? ZMIENNKOSZTAŁT powstał z myślą o dzisiejszych, szalonych, rozpędzonych czasach.
Kształt grzejnika, materiały i jego modułowy charakter pozwalają nam dobrać odpowiednią długość urządzenia, mocować go na ścianach płaskich, w narożnikach, ustawiać bezpośrednio na podłodze. ZMIENNKOSZTAŁT nie parzy, jest miły, bezpieczny, ciepły w dotyku, kolorowy, łatwy do utrzymania w czystości. Silikon charakteryzuje się bardzo dobrą przewodnością termiczną ( foremki na ciastka, pojemniki na lód ), jednocześnie będąc bardzo dobrym izolatorem elektrycznym. System wysuwania przewodu zasilającego pomaga schować kabel ( pamiętam w własnego doświadczenia zwisające smętnie ze ściany, czy też, plączące się pod nogami, zbyt długie przewody ). Sterowanie aplikacją to obecnie już niemal standard w urządzeniach, w których potrzebujemy ustawiać samodzielnie parametry. Dzięki temu unikamy rozbudowanych paneli, uchwytów, pokręteł, guzików, dźwigni i innych odstających ( niestety czasem, pomimo wysiłków projektantów: szpecących ), zazwyczaj trudnych do odkurzenia, czy umycia .akcesoriów. Oczywiście to etap koncepcyjny, aczkolwiek uważam, że projekt jest rozwojowy. Na razie ZMIENNOKSZTAŁT wzbudza zainteresowanie i same pozytywne reakcje.
0 Komentarze
CZYLI O TYM, JAK NIE PAŚĆ OFIARĄ INNOWACYJNYCH TECHNOLOGII Na pewno słyszeliście o technologii PayPass, zaproponowanej z wielkim entuzjazmem przez MasterCard. Sama idea bardzo szczytna: oszczędność czasu i opracowanie nowych metod płatniczych . "Zbliżeniówki" przyspieszają pracę pani w markecie, gdy kolejka się wydłuża, pozwalają błyskawicznie kupić bilet w autobusie bez fatygowania kierowcy, zamówić frytki w McDonaldzie bez patrzenia głęboko w oczy kasjerowi, Jednak karty tego rodzaju mają pewną zasadniczą wadę: skoro drobne transakcje nie wymagają zatwierdzenia, to bez problemu można nimi się posłużyć do niecnych zamiarów... Niedawno mój znajomy, który opracowuje nowe sposoby zabezpieczania kart płatniczych, opowiadał o podłej kradzieży w środku komunikacji zbiorowej. Złodziej podszedł do jego kolegi, wykorzystując tłok. Przysunął "coś" ( jakieś urządzenie typu terminal - dokładnie nie wiadomo ) w okolice widocznego portfela ( panowie niestety zwykle noszą swoje drogocenne drobiazgi w sposób widoczny ) i kolega, gdy sprawdził jakiś czas później przypadkowo stan konta, zobaczył szokujące informacje. Przedsiębiorczy młody człowiek nie tyle dokonał natychmiastowej płatności, co sprawdził dane karty i na ich podstawie zadysponował ochoczo budżetem okradzionego. Dlatego, poczytałam trochę i zasięgnęłam języka u różnych speców. Przeczytałam też artykuł na podobny temat. Postanowiłam zadziałać. Oto moje nowe wizytówki, jednocześnie służą jako koperty do kart płatniczych i uniemożliwiają odczyt danych z karty, czy przypadkową transakcję. To prototyp z kartonu; zamierzam wkrótce wykonać je z bardziej trwałego materiału. Przy okazji apel - pamiętajcie, by zawsze polegać na zdrowym rozsądku oraz intuicji
i naprawdę dobrze pilnować swoich rzeczy! CZYLI EDISON JAKO BIZNESMEN Jak zauważyliście, zmieniłam nazwę strony. Dodałam również logo. Zainspirowałam się, pośrednio, książką, którą niedawno miałam przyjemność przeczytać. Nosi tytuł "Myśleć jak Edison". Napisana, jak większość poradników i pozycji literatury motywacyjnej, przez Amerykanów ( nota bene, oni chyba nałogowo bezustannie się samodoskonalą, wprowadzają w czyn porady życiowe, a co jakiś czas analizują się z błogością na kozetce u terapeuty ). Autor bardzo przystępnie opowiada o sekretach sukcesu Edisona. Tak, wiem, wiem, każdy z Was teraz będzie krzyczał,, że "Tesla był lepszy". Ale tym razem skupiamy się na sukcesie komercyjnym i tzw. sile przebicia oraz rozmachu, których niestety przystojnemu młodemu Serbowi chwilami brakowało. Edison, wbrew pozorom, wcale nie był taki bardzo analityczno - matematyczny, jakby mogło się wydawać. Dużo szkicował, pracował o zmiennych porach dnia, wprowadzał w swoim instytucie elastyczny czas pracy, tryb zadaniowy i stawiał na prawdziwy potencjał pracownika, nie tylko na jego udowodnione na piśmie wykształcenie. Czasem podejmował decyzje o zatrudnieniu spontanicznie i intuicyjnie - jednak intuicja rzadko go zawodziła. Opisywane trudności w szkole sugerują, że mógł być kinestetykiem. Stąd jego radość wykonywania wszelkich zadań manualnych i zmysłowe testowanie wynalazków oraz umiejętność wczucia się w rolę potencjalnego klienta, partnera w interesach, czy użytkownika. Stąd też pomysły przywożone z wypadu na ryby, czy wyklarowane podczas prac ogrodowych.
Edison potrafił również dostrzec prawidłowości, analogie, zasady - dzięki temu, na bazie już istniejących systemów, idei, mechanizmów, tworzył nowe, wyciągając z nich to, co najcenniejsze lub potrzebne w danej chwili. Bardzo szybko i łatwo nawiązywał kontakty międzyludzkie, umiejętnie kierował PR-em firmy, łączył ze sobą kolejne osoby i instytucje, po mistrzowsku przewidując optymalne korzyści dla obu stron. Czy to wszystko nie brzmi jak opis działania prawej półkuli ? Zmysły, intuicja, kreatywność, relacje, synteza, prawidłowości, mowa ciała... Biorąc pod uwagę moje umiejętności i metody pracy oraz wszelkie testy, jakie kiedykolwiek przechodziłam, mogę bez zawahania zaprezentować się jako przedstawiciel rasy "prawopółkulowców". Owszem, trudno funkcjonować w obecnym racjonalnym, nafaszerowanym informacjami, zwłaszcza liczbowymi ( ach, te dane statystyczne! ) świecie. Słuchać na każdym kroku, że "na oko - to chłop w szpitalu umarł", "trzeba to dokładniej przeanalizować", "wszystko musimy zaplanować i rozpisać w każdym detalu", "musisz nauczyć się odcinać od swoich emocji" itd. Podobny problem spotyka introwertyków, od których wymagamy szalonych zabaw integracyjnych, przebojowości i uzewnętrzniania entuzjazmu na każdym kroku. I, niby powtarzamy sobie, że jesteśmy tacy tolerancyjni i różnorodni i jakie to cudowne, a tak naprawdę, najpierw w szkole, a później w pracy, dążymy do smutnej, szarej unifikacji... Przykład Edisona pokazuje, że nie warto podporządkowywać się wszelkim normom i dostosowywać na siłę. Bo co by to było, gdyby młody Thomas pokornie słuchał nauczyciela, ukończył prowincjonalną szkołę i nigdy nie odważył się wyjść poza schemat? Pisałabym pewnie artykuł na papierze, przy świeczce... *fotografie pochodzą z powyższej książki CZYLI - JEŚLI WIDZISZ LINIE PROSTE, NIE PIJ WIĘCEJ... Myślałam od dłuższego czasu o tym, jaki by tu zrobić oryginalny i niepowtarzalny prezent ślubny dla znajomych. Pomysł pojawił się, gdy obejrzałam prace Kamili Mróz. Kamila na co dzień jest specjalistką od neonów. Być może jedliście kiedyś coś w Solo Pizzy, czy piliście kawę w którymś z lokali na OFF Piotrkowska. Istnieje zatem duża szansa, że neony, które tworzyły w lokalu niepowtarzalny nastrój, są właśnie jej autorstwa. W ramach pracy dyplomowej wykonała szalone projekty futurystycznej biżuterii, łączące w sobie szklane rurki, taśmy i magnesy. Moim zdaniem śmiało mogłyby ozdabiać szyje aktorek, w filmach takich jak Avengers, Batman, Mad Max czy Terminator. Kamila prowadzi autorską pracownię szkła 550 stopni. Z pomocą Kamili - i pod jej czujnym okiem - stworzyłam komplet kieliszków do szampana i nazwałam je roboczo "DELIR". Kieliszki są "pijane". Zostały zdeformowane w płomieniu palnika, a następnie ustabilizowane w piecu. Wbrew pozorom, to nie taka hop-siup zabawa, na jaką wygląda. Palnik parzy ręce, świeci po oczach, szkłem trzeba umiejętnie obracać, uważać, który fragment naczynia można wstawić w płomień i na jak długo. W piecu szkło też nagrzewa się i studzi trochę dłużej niż minutę... Kieliszki zrobiły prawdziwą furorę jako prezent. Znajomi sądzili, że gdzieś je kupiłam. Informacja o tym, że powstały w warsztacie, dodatkowo sprowokowała słowa uznania i podziwu, także wśród gości weselnych.
Obróbka szkła to naprawdę ciekawa i satysfakcjonująca przygoda. Pobudza kreatywność, pozwala tworzyć przedmioty niepowtarzalne, jednocześnie pomaga oderwać się od codzienności i skutecznie odstresować. Dla zaintrygowanych i zainteresowanych - kontakt w sprawie warsztatów z Kamilą Mróz: http://www.550stopnistudio.pl/kontakt/ CZYLI JAK WIKINGOWIE Z DALEKIEJ PÓŁNOCY POMOGLI STWORZYĆ ŚREDNIOWIECZNE PIONKI DO GRY Jeśli widzisz, że nadjeżdża, żółty jak jajecznica, dostawczak, wiedz, że będzie się działo coś pozytywnego.
Jarek oraz Maciek, wikingowie z dalekiej Gdyni, prowadzą zajęcia jako objazdowe laboratorium naukowe. Za cel obierają niewielkie miejscowości - poniżej tysiąca mieszkańców. Chcą przybliżyć młodym ludziom osiągnięcia techniczne, o których nie śniło się nawet osławionym amerykańskim naukowcom. Obaj należą do fundacji FabLab Trójmiasto, którą aktywnie współtworzą. Niektóre sposoby wykorzystania plotera laserowego mogą naprawdę zaskoczyć. Oczywiście, pozytywnie. Nie wiedziałam, że mogę nim wygrawerować dedykację na szklance do whisky albo wypalić na skórzanej ramonesce czachę z płomieniami i różą. Bo szkielet tyranozaura, do samodzielnego poskładania, to już nieomal klasyka. Ploter laserowy okazuje się wyśmienitym rozwiązaniem dla każdego, kto chce szybko stworzyć prototyp, czy makietę. Aż westchnęłam, gdy przypomniałam sobie pot i łzy z nożykiem do tapet, wylewane podczas sesji, nad niekończącą się makietą. Zwłaszcza nad obłymi i precyzyjnymi kształtami. Wiem już na pewno, że wykorzystam TROTEC'A do zrobienia próbnych makiet mebli ze sklejki. Uważam, że to doskonały test przed rozpoczęciem działania w większej skali, na maszynie typu CNC. Na próbę, pod czujnym okiem Jarka, wycięłam i wygrawerowałam postacie, kostkę oraz żetony, do projektowanej przeze mnie gry. Zależało mi na uzyskaniu klimatu średniowiecznego. Sklejka ( trzymilimetrowa ), z finalnie ciemnym, wypalonym, grawerunkiem, doskonale się sprawdziła. Zaskoczyła mnie dokładność odtworzenia linii, przy tak małej skali przedmiotu ( zwróćcie uwagę na zdjęcie z linijką, które pokazuje skalę ). W przypadku mojego projektu pozostają do rozwiązania dwie kwestie: grubość materiału, a wielkość detali oraz grawerowanie dwustronne. Jednak, ostatecznie, uważam próbę za bardzo udaną. Czas wycięcia - może 10 minut zegarowych? Nożykiem - sądzę, że nawet kilka godzin. O wykonaniu rysunków na pionkach nawet nie wspomnę... A Wam jak się podoba efekt? P.S. W następnym wpisie o Kamili i kieliszkach typu DELIR ;-) |