CZYLI CO JESZCZE PRZYKUŁO MOJĄ UWAGĘ I JAK ZAOPIEKOWAŁAM SIĘ DĘBEM Genialne stoisko! Jesteśmy przyzwyczajeni, że zwykle na wystawach ktoś z obsługi powtarza jak katarynka: "Ostrożnie! Nie dotykać eksponatów!". W tym przypadku właśnie należało DOTYKAĆ i to jak najwięcej. Zobaczyć, poczuć, doświadczyć. Piłować piłą, wiercić wiertłem, walić młotkiem, szorować papierem ściernym, dłubać dłutem, gładzić heblem. Dzieci, zachwycone, podbiegały do desek i pniaków i dawały upust energii. Dorośli, nieco onieśmieleni, podchodzili powoli do narzędzi, by następnie skoncentrować się całkowicie na obrabianym kawałku drewna. Wszyscy doskonale się bawili. BARLINEK ze swoją STOLARNIĄ ZMYSŁÓW pomógł mi wrócić myślami do czasów mojego dzieciństwa. Warsztatu dziadka, wypełnionego stosami desek, trocin i zgrzytem zagadkowych maszyn. Snułam się po nim całymi dniami i wyszukiwałam sobie bukowe i sosnowe klocki w różnych kształtach do zabawy. Uwielbiałam też chodzić do tartaku. Stałam jak zahipnotyzowana i wpatrywałam się w działanie pił: z jednej strony wsuwał się pień drzewa, a po chwili z drugiej wyjeżdżały na prowadnicach zgrabne, jednakowe deseczki. Oczywiście wchodziłam tam wbrew zakazom babci. ( Nota bene, nie wiem skąd u dorosłych przemożne przekonanie o skłonnościach autodestrukcyjnych i samobójczych u każdego dziecka ). Odgłos - znajomy zgrzyt - informował, że właśnie powstają okna i drzwi albo więźba dachowa do kolejnego domu. Dziadek zawsze pachniał drewnem, miał obsypany trocinami sweter roboczy, we włosach pył drzewny, a w twarde od odcisków dłonie powbijane liczne drzazgi, których już nawet nie próbował wyjmować. Na zakończenie Festiwalu każdy chętny mógł zabrać ze stoiska sadzonkę dębu. Wsadziłam z entuzjazmem czarną, plastikową doniczkę na bagażnik roweru i jakimś cudem przewiozłam przez pół miasta, omijając te głębsze dziury w jezdni. Kilka dni temu zasadziłam w dzikiej części parku moje własne drzewko - oby przetrwało zimę! ( Choć bardziej niż pierwszych przymrozków, obawiam się działania czynnika ludzkiego...) Kolejna ekspozycja - SIECI wyciągnięte wprost z Gdyni. Wystawa przypomniała mi tegoroczne, krótkie wakacje w Trójmieście oraz pokazała, jak za pomocą prostych rozwiązań ułatwić życie mieszkańcom nadmorskiego miasta. Genialne rozwiązanie - lampa - siedzisko plażowe, czerpiąca energię z wiatru ( nad morzem rzadko go brak) , sympatyczne i ergonomiczne sztućce do ryb, ciesząca oko ławka połączona z kwietnikiem. Studenci ASP z Krakowa proponowali odczarowanie wikliny - projekty wplatające wiklinę , dosłownie i w przenośni, we współczesność. Powrót do natury i tradycji w nowej formie. Koszyk na laptopa? Proszę bardzo! A może torba na zakupy na kółkach? Innowacyjne rozwiązania zaprezentowali natomiast studenci School of Form z Poznania. Kuchenka indukcyjna obsługiwana głosem dla niewidomych i niedowidzących? Lustro, jak z bajki o Śnieżce, które umożliwia kontakt starszej osobie z dorosłymi już dziećmi? Naczynia zastępujące konwencjonalne sztućce? A może ekonomiczna proteza z drukarki 3D? Wydaje się, że młodzi projektanci doskonale znają zarówno potrzeby, jak i technologie naszych czasów. Zainteresowało mnie (niestety mało wyeksponowane) stoisko firmy Mikomax. Zwiedzającym zaprezentowano biurko z regulowaną wysokością blatu, z użyciem opatentowanej technologii. Pomyślałam sobie, że to właściwie nic nowego taka regulacja. Podobno jest to ścisła tajemnica, nie wolno robić zdjęć i tak dalej... Moim zdaniem świetna sprawa do biura, zwłaszcza z tzw. open space'em, bo pozwala łatwo wydzielić przestrzeń, bez dodatkowego umeblowania, jest ergonomiczne, umożliwia pracę w pozycji stojącej w ramach odpoczynku od siedzenia oraz dostosowanie stanowiska pracy do wzrostu pracownika. Niestety, uważam, że obecnie proponowane modele nie sprawdzą się w warunkach domowych. Są toporne, zajmują dużo miejsca, a forma i materiał z którego są wykonane tworzą wrażenie rodem z filmów sci-fi. Za sam pomysł oczywiście duży plus. Inne przyjemne dla oka stoisko to PORĄBANE MEBLE. Dziewczyny wskrzeszają meblowe zombiaki, jakie można znaleźć w piwnicy, na strychu, w zapuszczonym domku letniskowym. Nadają im nowe funkcje, kolory, a do tego - awangardowe imiona! W tym roku organizowały warsztaty, polegające na takiej reanimacji mebla. Niestety zabrakło mi osoby chętnej do współudziału ( zapisy były możliwe wyłącznie parami ). Dla poszukujących światła - bardzo funkcjonalne i nowoczesne lampy ledowe LAKO. Bardzo spodobał mi się model NAZAR. Funkcjonalność, modułowość, ergonomia. Byłam świadkiem, jak jeden ze zwiedzających tak się zachwycił oprawą LIGHT GAME w kształcie klocków z Tetrisa, że wlazł, w celu zrobienia zdjęcia na element ekspozycji w brudnych buciorach. Dostał reprymendę. Hmm... Ja tam bym się cieszyła, że ludzie w euforii tratują moje stoisko ;-) W innym miejscu przestrzeni fabrycznej wystawa UWOLNIĆ PROJEKT pokazująca próbę skonfrontowania historii z teraźniejszością. Trochę klimatu folkowego, trochę natury i pomysłowości naszych pradziadków. Eksponaty muzealne, a obok nowoczesne wersje produktu oparte na starym i sprawdzonym pomyśle. Parę metrów dalej pomoc dla projektantów i nie tylko. Cyfrowa platforma umożliwiająca wymianę treści z klientem i/lub pozostałymi osobami zaangażowanymi w proces projektowy, bez potrzeby wysyłania maili, bezustannego wydzwaniania, wysyłania plików i jeżdżenia z laptopem z celu prezentacji renderingów. CUDO.CO oferuje możliwość zdalnej pracy, wrzucania plików o nieograniczonej wielkości, udostępniania ich wyłącznie wskazanym, uprawnionym osobom. Pani ze stoiska nie mogła się nachwalić produktu. Ja natychmiast w takiej sytuacji przechodzę na tryb sceptyczny. Zastanowiło mnie kilka kwestii. Co dzieje się z moimi plikami wrzuconymi na ten cudowny serwer, po zakończeniu współpracy z Cudo.co? Kto jeszcze ma do nich wgląd i w jakim zakresie? Czy, jeśli wrzucę plik z Autocada lub 3D Maxa, mój klient musi mieć te programy zainstalowane, by moc cokolwiek zobaczyć, czy i tak czeka mnie robienie zrzutów z ekranu, czy eksport do jpg? Jeżeli tak, to nie ma różnicy między wysyłaniem maili a platformą. A jeżeli załączniki są zbyt duże, korzystam z własnego konta i dysku sieciowego. Czy mogę sprawdzić, kiedy klient zaglądał i jakie ma uwagi? Często przecież tylko mail, z jego datą i treścią pozostaje jako dowód rzeczowy w sytuacjach spornych... Na Festiwalu zaprezentowano też inne wirtualne rozwiązanie. Darmowa aplikacja Intiaro ( TUTAJ możecie ją sobie ściągnąć ) stanowi doskonałą pomoc dla urządzających mieszkania, biuro, czy jakąkolwiek inną przestrzeń. Pozwala uniknąć przesuwania po raz setny szafy "o dziesięć centymetrów w lewo". Podsumowując: uważam karnet na Łódź Design Festiwal za udaną inwestycję. Sporo zobaczyłam, wiele się nauczyłam, spotkałam ( a także poznałam ) inspirujących ludzi i naładowałam solidnie swoje akumulatory pozytywną energią ( oczywiście innowacyjną i z odnawialnych źródeł ;-) ) Z czystym sumieniem polecam każdemu udział w Festiwalu, zarówno ten bierny jak i czynny. Zdecydowanie zabrakło mi czasu, by obejrzeć wszystkie wystawy, wysłuchać wykładów i wziąć udział w części warsztatów. Łódź Design Festiwal zachęcił mnie do pracy nad sobą, do zrealizowania projektów, pozbawił części kompleksów - a część problemów dopiero uświadomił oraz usystematyzował pewne sprawy. Dla tzw. młodych zdolnych mógł też być dobrym sposobem na przegląd rynku pracy i analizę konkurencji.
Zatem: do zobaczenia za rok, na kolejnej edycji ŁDF w Łodzi!
2 Komentarze
Ela Kosiorek
30/10/2015 03:00:47 am
No,no - proszę z szacunkiem do Henryka i Konstancji!
Odpowiedz
Odpowiedz |