CZYLI CO CIEKAWEGO ROBIĆ ( W GRUDNU ) W DUBLINIE ORAZ DALSZEJ I BLIŻSZEJ OKOLICY. Grudzień większości z nas zapewne nie wydaje się być najlepszym czasem na wyprawy po Europie, zwłaszcza Północnej. Zimno, ciemno, pada, wieje: przy odrobinie szczęścia na przemian, ale najczęściej jednocześnie. Ja jednak zaryzykowałam i tegoroczne Święta Bożego Narodzenia oraz Nowy Rok postanowiłam spędzić właśnie w Irlandii. Czy było warto? Sami oceńcie. Zapraszam do kraju, w którym nie każdy bywalec pubu jest pełnoletni, w drzewach mieszkają wróżki, a ostrzegawczy napis na barierce brzmi jak przekleństwa po elficku. 1.ZARAZ, ZARAZ, ALE CO TO ZA JĘZYK ?! Już chyba wiem, skąd wzięły się te wszystkie przerażające zaklęcia w filmach fantasy. Moje próby odczytania komunikatów na wyświetlaczu w autobusie, na tabliczkach na lotnisku czy w sklepach z pamiątkami okazały się daremne. Jakie znowu Baile Átha Cliath ?! Czy ten autobus dojeżdża do Dublina ? Uroczy i nieco zmęczony intensywnym życiem towarzyskim przewodnik - rodowity mieszkaniec stolicy, wyjaśnił pokrótce, że tak naprawdę język irlandzki funkcjonuje raczej jako element odbudowywania kultury narodowej. Między innymi, w postaci tabliczek z oznakowaniem ulic, opisem zabytków, nazewnictwem obiektów kultury i użyteczności publicznej. Podczas, gdy współcześni 30- latkowie posługują się wyłącznie angielskim, dzieci w wieku szkolnym uczą się obowiązkowo irlandzkiego. Obecność celtyckiego języka łączyła się zawsze ściśle z tożsamością narodową i wyznaniową Irlandczyków, walką o niepodległość i niezależność od Wielkiej Brytanii. Na wniosek irlandzkiego rządu, dnia 1 stycznia 2007 roku, Unia Europejska przyznała irlandzkiemu oficjalnie status języka urzędowego. 2. MOHER ? TO CHYBA TAKI BERET, PRAWDA ? To miejsce zdecydowanie trzeba zobaczyć. Czeka na Was kilkukilometrowy spacer, z widokami zapierającymi dech w piersiach ( dosłownie: zwłaszcza, gdy idziemy pod wiatr, tuż przed nadciągającym sztormem ), co szczególnie mogą odczuć ci z nas, którzy doświadczają lęku wysokości ( lub przestrzeni ). Warto wybrać naprawdę solidne buty, nieco wyższe, najlepiej nieprzemakalne. Fale uderzające o brzeg, w połączeniu z silnym wiatrem, tworzą unoszący się w powietrzu morski aerozol. Wilgoć osiada na nawierzchni płaskowyżu, tworząc błoto, jakiego najstarsi Celtowie nie widzieli. Poczucie fizycznego zmęczenia wzmaga silny wiatr. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, jakby ktoś przede mną włączył wielki, przemysłowy wentylator - i to od razu na najwyższy bieg. Na ścieżce może być naprawdę tłoczno, a co się z tym wiąże - niebezpiecznie. Jednak im bardziej oddalamy się od punktu startowego, tym więcej wędrowców podejmuje decyzję o powrocie "do bazy". Co pewien czas obserwujemy kolejnych "śmiałków", wchodzących za ochronne barierki, by zrobić sobie selfie, które może okazać się w ułamku sekundy wstępem do nagrody Darwina. P.S. Przed centrum obsługi turystów polecam skorzystać ze specjalnych szczotek do butów. ;-) 3. A MOŻE NA ODMIANĘ - W GÓRY ? Irlandia jawiła mi się zawsze jako kraina raczej płaska, z mapą hipsometryczną zieloną, jak znienawidzona przez przedszkolaki pietruszka w rosole. Tymczasem, wystarczyło odjechać niecałe 40 km od Dublina, by znaleźć się w górach. I to nie byle jakich! Bo choć niewysokich ( Lugnaquilla 925 m n.p.m. ), to służących za malownicze, dzikie plenery w serialu "Wikingowie". ( m.in. okolice Glendalough Upper Lake ) Na obszarze masywu znajduje się Park Narodowy Gór Wicklow. Wchodząc na stronę internetową, znajdziecie mnóstwo przydatnych, praktycznych informacji ( https://www.wicklowmountainsnationalpark.ie ) Jeśli dysponujecie bardzo ograniczonym czasem i nie dacie rady wygospodarować kilku godzin na trekking ( naprawdę warto), polecam choćby sam przejazd przez Wicklow trasą widokową. Mnie osobiście ukształtowanie terenu oraz kolory przypominały bardzo krajobrazy zapamiętane z Islandii. Dodaję link do mapki, dzięki której szybko przejrzycie okolice. Zobaczycie również, jak intensywna jest zieleń, która pokrywa góry w cieplejszych porach roku. 4. PORA DO PUBU! Niewątpliwie, punktem obowiązkowym wycieczki do Irlandii, jest wieczór spędzony w pubie, przy akompaniamencie muzyki granej na żywo, w gorącu, hałasie, tłoku i ogólnym zamieszaniu. Wszędzie słychać śmiechy i głośne rozmowy. Tu starsi ludzie dzielą się opiniami politycznymi, tutaj młodzi świętują wygraną ulubionego klubu sportowego, tu znów siedzi matka i karmi niemowlę piersią (!). Dzieci zabieramy ze sobą, czasem co prawda trzeba będzie ograniczyć się do pobytu z pociechami wyłącznie w wyznaczonej części lokalu - ale komu by to przeszkadzało! W pubie omawia się poważne plany na przyszłość, składa życzenia świąteczne, daje urodzinowe prezenty, pociesza strapionych. Oczywiście w pubach w centrum Dublina dodatkowy tłum generują turyści z różnych stron świata. Najbardziej oblegane przez przyjezdnych lokale znajdują się w dzielnicy Temple Bar, nazwanej tak prawdopodobnie od, zamieszkującej w 17.w. okolicę, rodziny Sir Williama Temple. W 18.w. obszar był oblegany przez przedstawicielki najstarszego zawodu świata, w 19.w. stopniowo wyludniał się i tracił status, by wreszcie zostać cudem ocalony przed wielkimi wyburzeniami, związanymi z planowaną budową dworca autobusowego, w latach 80-tych 20w. Dziś to miejsce tętni życiem przez całą dobę. Naprawdę trudno zrobić zdjęcie bez nieproszonych statystów. Oprócz pubów, znajdziemy tu kawiarnie, teatry, galerie, sklepiki z pamiątkami, czy informację turystyczną. 5. DLA FANÓW HISTORII, ZWŁASZCZA ŚREDNIOWIECZA. Zamki, opactwa, katedry, wieże, ślady Wikingów - wielbiciele epoki grabieżczych najazdów i dzwonków obwieszczających trędowatych, będą naprawdę usatysfakcjonowani. Zarówno w stolicy, jak i w pozostałej części Irlandii znajdziemy mnóstwo fantastycznych zabytków, reliktów i pamiątek. Polecam muzeum Dublinia , połączone zgrabnie neogotyckim przejściem z katedrą Christ Church Cathedral. Podczas gdy w muzeum obejrzycie średniowieczną latrynę publiczną ( z efektami dźwiękowymi! ) , w krypcie katedry możecie obejrzeć zmumifikowane: kota i mysz, znalezione podczas konserwacji organów, czy kostiumy z serialu "The Tudors". Katedra Św.Patryka również oferuje niesamowite klimaty, w tym interaktywną część ekspozycji. Fanom nietuzinkowej literatury sugeruję udać się do muzeum Chester Beatty. W zbiorach znajdują się, między innymi, buddyjskie manuskrypty, babilońskie tabliczki z pismem klinowym, egipskie papirusy. Tutaj możecie przeglądać część zbiorów online: https://viewer.cbl.ie/viewer/ Osobiście, sporo czasu spędziłam w National Gallery of Ireland ( w linku zbiory online ). Pozycja obowiązkowa dla wielbicieli sztuki przez duże "S". Spośród zamków ( oprócz dublińskiego ), miałam szansę zobaczyć obiekty w: Swords ( z pięknie odrestaurowaną kaplicą ), Duckett’s Grove Walled Gardens w County Carlow ( ogrody otaczające ruinę zamku ), Ardgillan Castle, z bogatym ogrodem botanicznym, Malahide Castle, należący niegdyś do rodziny Talbot, również otoczony imponujących rozmiarów ogrodami, wraz z pozostałościami klasztoru. 6. SKORO PUBY.... TO MUSI BYĆ I PIWO W Dublinie możecie odwiedzić zarówno destylarnie ( różne marki do wyboru ), jak i browar. Do Muzeum Guinessa traficie bez problemu... po dusznym zapachu słodu, unoszącym się w całej okolicy. Na miejscu zapoznacie się nie tylko z samym trunkiem, technologią browarniczą, ale także uzyskacie imienny certyfikat "nalewacza" ( osoby pełnoletnie ). Ekspozycja umożliwi zanurzenie się w klimacie epoki rewolucji przemysłowej, robotniczej historii Irlandii i codziennego życia zwykłych jej mieszkańców. Zobaczycie, ile wysiłku i czasu należało poświęcić na wykonanie beczki, obejrzycie z bliska próbki słodu, plakaty reklamowe z lat 50-tych, a finalnie - panoramę Dublina z wieży widokowej. 7. A CO TO ZA ŚMIESZNY DOMEK NA DRZEWIE ? Dziwne konstrukcje i "doczepki" na pniach drzew od razu zwróciły moją uwagę. Początkowo część z nich uznałam za budki lęgowe dla ptaków, jednak miejscowi szybko wyprowadzili mnie z błędu. Idealne "wróżkowe drzewo" ( tzw. fairy tree ) powinno być wiekowe, z gatunku liściastych, rosnąć samotnie, imponować szeroką koroną i rozbudowanym system gałęzi. Ścięcie, czy choćby uszkodzenie takiego drzewa, sprowadza na nas gniew wróżek i przynosi pecha. Wiara we wróżki i moc fairy trees jest tak silna, że może wpłynąć nawet na... przebieg autostrady! Zobaczcie, na tej stronie możecie kupić specjalne "wróżkowe drzwiczki", by następnie je zamontować, a tym samym, zaprosić dobre duszki do swojego domu, czy ogrodu. Nocna wymiana handlowa z "Wróżką - Zębuszką" to również standard. Większość z nas utożsamia Halloween ze Stanami Zjednoczonymi. Tymczasem do Ameryki zaimportowali je ubodzy Irlandczycy, którzy uciekali przed Wielkim Głodem, w poszukiwaniu lepszego jutra, niczym Jack Dawson na najniższym pokładzie Titanica. Halloween pochodzi bezpośrednio od pogańskiego, celtyckiego święta Samhain, oznaczającego początek zimy i ciemności; czasem, w którym otwierają się drzwi do pozaziemskiej rzeczywistości. Obecnie oznacza głównie niesamowite obroty producentów śmieciowych gadżetów, fajerwerków i alkoholu, a dla dzieci tydzień (!) ferii w szkole. Dodam tylko, że wszystko to wcale nie kłóci się z wynikami sondaży, według których 70% Irlandczyków deklaruje wiarę w Boga, a religia rzymskokatolicka jest wyznawana przez ponad 78% populacji. 8. FUTBOL, ALE NIEKONIECZNIE KONWENCJONALNY W okolicy, w której mieszkałam, co kilka rzędów domów można było znaleźć zadbane, czyste, ogrodzone, zielone boisko. A na nim dzieci, kompletnie ignorujące warunki atmosferyczne ( swoją drogą, gdyby czekały na idealną pogodę, wyrosłyby z butów, stojąc pod drzwiami w przedpokoju ). Oprócz standardowych bramek do piłki nożnej, na boiskach montowane są bramki do futbolu gaelickiego ( irlandzkiego ). Cóż to takiego? Według Wikipedii, "gra stanowi połączenie koszykówki, piłki nożnej, rugby i siatkówki ". Czyżby coś na kształt piłkarskiego MMA ? Próbowałam wczytać się w zasady, ale skapitulowałam. Może poniższy film pomoże wam wczuć się w klimat: Irlandczycy są bardzo przywiązani do swojej odmiany piłki nożnej. Istnieje również liga kobieca Ladies' Gaelic Football Association. Co ciekawe, futbol gealicki pozostaje dyscypliną czysto amatorską, skutkiem czego ani gracze, ani trenerzy, ani menadżerowie nie otrzymują za swoją pracę żadnego wynagrodzenia. Tutaj znajdziecie szczegółowe informacje na temat tego sportu łącznie ze szkicem boiska: http://www.sportinstytut.pl/artykul,futbol-irlandzki.html PODSUMOWANIE Kończymy naszą wycieczkę po Poblacht na Eireann, czyli Republice Irlandii. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Jasne, to jedynie mały wycinek tego wszystkiego, co zobaczyłam, spróbowałam, co mnie zachwyciło i zaintrygowało. Nie sposób jednak zawrzeć tylu tematów w jednym wpisie na blogu. Polecam zatem wejście w poszczególne linki, jeżeli jakiś temat szczególnie Was zainteresował.
P.S. tytułowe zdanie oznacza mniej więcej: " Nie wspinać się i nie zbliżać do krawędzi klifu" :-)
0 Komentarze
Odpowiedz |