CZYLI DESIGN JAKO NARZĘDZIE DO ROZWIĄZYWANIA PROBLEMÓW Fab Lab wielokrotnie wspierał inicjatywy związane z działaniami prospołecznymi i prozdrowotnymi. Warsztaty z pszczelarstwa, czy automat do wydawania leków chorym, są na to najlepszym dowodem. Tym razem "fablabowcy" podjęli wyzwanie indywidualne. Napisał do nas Igor. Przysłał pocztą małe pudełko, a w nim kawałki splątanych kabli, gumowej rurki i czujnik. Prosił o pomoc w stworzeniu spersonalizowanego kontrolera do gier, kompatybilnego z posiadanym komputerem. Igor, jako osoba niepełnosprawna ruchowo, większość czasu spędza w łóżku. Nie porusza się o własnych siłach, a jego ręce uniemożliwiają korzystanie ze standardowej klawiatury, nie mówiąc już o tak wymagającym manualnie urządzeniu, jakim jest pad do gier. Laptop z internetem jest dla niego oknem na świat. Daje możliwość komunikowania się z osobami z zewnątrz, edukowania, czy po prostu rozrywki. Prace nad prototypem rozpoczęliśmy od określenia najważniejszych funkcjonalności urządzenia oraz jego ergonomii, czyli analizy , w jaki sposób będzie z niego korzystał użytkownik. Zdecydowaliśmy się na rozwiązanie modułowe, które umożliwiałoby korekty lokalizacji poszczególnych elementów, tak by zapewnić Igorowi maksymalny komfort. Następnie rozpoczęliśmy etap projektowania poszczególnych części mechanicznych, takich jak płyta z modułowym podziałem, przyciski, uchwyty, mocowania. Równolegle przebiegały prace programistyczne, przygotowanie elementów elektronicznych, płytki stykowej. Podczas Nocy Wytwórców 2016 chętni mogli już przetestować pierwszą wersję prototypu. Testy przekonały nas o konieczności modyfikacji formy i umiejscowienia niektórych elementów. Należało również zaprojektować dedykowaną płytkę i zastąpić nią płytkę stykową z plątaniną kolorowych kabelków. Dodać stworzoną za pomocą druku 3D obudowę, tak by zabezpieczyć procesor przed uszkodzeniem oraz zapewnić wygodę korzystania z urządzenia.
Finalnie, pozostało przygotowanie czytelnej instrukcji dla przyszłego użytkownika oraz uchwytów, które pozwalałyby na stabilne mocowanie urządzenia do łóżka rehabilitacyjnego. C.D.N...
0 Komentarze
CZYLI JUŻ WKRÓTCE WYRUSZAMY NA SZLAK! Pierwszą książę o Drodze, czyli Camino przeczytałam niemal 3 lata temu. W ten sposób zapełniałam sobie długie minuty, spędzone w zatłoczonej komunikacji miejskiej, podczas słynnych łódzkich remontów infrastrukturalnych. Temat bardzo mnie poruszył. Gdzie tam:poruszył - kompletnie mnie zafascynował ! Uwielbiam długie, samotne trasy, niespodziewane spotkania z nowymi, intrygującymi ludźmi, wieczorne rozmowy " o wszystkim i o niczym ", odkrywanie zakamarków świata, przemilczanych w ofercie przez właścicieli biur podróży. Lubie też język hiszpański, chłód kamiennych, średniowiecznych katedr i dobrą, mocną, śródziemnomorską kawę. Kupiłam kolejne książki; przez przypadek także numer National Geographic, w którym znalazłam (mocno skondensowany) artykuł o Santiago de Compostela. Później obejrzałam " Drogę życia " z Martinem Sheenem w roli głównej (wybaczcie: osobiście go nie trawię ). Film, choć fabularny, podobno doskonale oddaje klimat tej wędrówki. Udało mi się również, po wielu latach marzeń, odwiedzić ojczyznę Cyda i Don Kichota, a konkretniej: zapchaną turystami po same szczyty Sagrada Familia, Barcelonę oraz spokojną, nieco senną, chyba najbardziej katalońską na świecie, Gironę. Pewnego razu, w szare i paskudne zimowe popołudnie, wpadłam na pomysł: a może by tak gra planszowa ? Gra, która pozwoli przenieść się w każdej chwili na szlak? Pomoże dowiedzieć się więcej o fascynującej wielowiekowej tradycji Dróg Świętego Jakuba ( Santiago = Święty Jakub ), rycerzach, legendach, katedrach, świętych i kulturze Hiszpanii? Naszkicowałam to i owo. Przejrzałam mnóstwo książek, zdjęć i obrazów. Szukałam inspiracji dla postaci. Chciałam uzyskać klimat średniowiecznych rycin. Studiowałam różne mapy, pochodzące z rozmaitych okresów czasu. Przeczytałam grubaśny, bardzo gorliwie napisany, przewodnik w języku angielskim. Przygotowałam pytania oraz projekt kart. Wciąż jednak brakowało mi pomysłu, jaką technologią zrealizować grę. Początkowo myślałam o zwykłym kartonie, jednak zależało mi na tym, by gra była solidnie wykonana i miała charakter podróżny. Po szkoleniu z obsługi plotera laserowego w Fab Labie, już wiedziałam, jak będzie wyglądać moja gra! Przedstawiam Wam prototyp ( na razie bez wydrukowanych kart ). Składana plansza jest podklejona taśmą magnetyczną, pionki mają zamiast stojaków magnesy. Możemy grać w autokarze, w samochodzie, w parku, na pikniku. Całość będzie zapakowana w wygodny woreczek, a karty oraz instrukcja zostaną zalaminowane. Szykuję się również do stworzenia angielskiej i hiszpańskiej wersji językowej. CZYLI OD ZERA DO PROTOTYPU - PODSUMOWANIE AKADEMII PROTOTYPOWANIA I FABRYKACJI Jeszcze w lutym wahałam się, wysyłając mail zgłoszeniowy do Fundacji Fab Lab. Przygotowałam cztery różne propozycje koncepcji; starałam się zaproponować coś jak najbardziej intrygującego ( oczywiście również wykonalnego ). Sanki aerodynamiczne do zabaw ekstremalnych? Biurko z panelem podgrzewającym kawę? A może elastyczny grzejnik elektryczny? Na co by się tu zdecydować? Ostatecznie postawiłam na... kołyskę. Opis projektu wydawał się dziwny, więc na pewno przykuwał uwagę. Z radością zatem przeczytałam mail z zaproszeniem i przyszłam zadowolona na spotkanie organizacyjne Akademii Prototypowania i Fabrykacji. A tu pierwsza niespodzianka - zostałam zapisana nie do tego modułu szkoleniowego! Co ja wiem o elektronice i programowaniu?! W życiu nie rozkręciłam nawet kalkulatora! Próbowałam przekonać organizatorów, że doszło do pomyłki, ale ( m.in. z uwagi na liczbę uczestników ) zmiana nie była już możliwa. Pocieszałam się, że część programu obu modułów jest podobna, a poza tym przecież to "ma być zabawa bez stresu" ( przynajmniej tak deklarował Grzesiek Belica - główny pomysłodawca ). Już od samego początku wszystkie zajęcia wymagały sporych zasobów intelektualnych ( i czasowych ). Prowadzący bardzo starali się przybliżyć nam najprościej, jak to możliwe, absolutne podstawy podstaw. Poparzone lutownicą palce, ból głowy i oczu po 8 godzinach poprawiania trójwymiarowej wiertarko - wkrętarki, Westchnienia ekspertów, po tysięcznym pytaniu dotyczącym tego samego problemu. Niekończące się pytania rodziny i znajomych, czy ten weekend / wieczór w końcu będę miała wolny? ( cyt. " znowu jedziesz do tego całego LABU?! " ) Były też oczywiście chwile radości i satysfakcji - kiedy bawiłam się, stworzonym pod okiem Łukasza Spierewki z CD Projektu, symulatorem krojenia marchewki. Kiedy z maszyny CNC Łukasz Ciąćka wyjął aluminiowe elementy, zaprojektowanego przeze mnie gadżetu ( i nie wymagały poprawek ! ), a sam gadżet zainteresował gości podczas Nocy Wytwórców. Kiedy pionki do gry planszowej, wycięte laserem ( podczas zajęć z Fab Lab'em Trójmiasto ) wyglądały dokładnie tak, jak je sobie wyobraziłam. Kiedy kieliszki, przygotowane wspólnie z Kamilą Mróz, zrobiły furorę, jako prezent ślubny. Gdy umiałam pomóc, podpowiedzieć, rozwiązać problem któregoś z uczestników szkolenia; gdy w przerwie na kawę, odbywaliśmy dyskusje i kolejne burze mózgów. Tymczasem kołyska LU_LU, tworzona równolegle ze szkoleniami, wciąż wymagała korekt harmonogramu oraz nowego zestawienia elementów konstrukcji. Wykonałam za pomocą plotera laserowego miniaturowe makiety próbne, następnie samą podstawę, by przetestować działanie mechanizmu oraz krzywiznę boków mebla. LU_LU zmieniała się wizualnie, modyfikowałam również rozwiązania elektroniczne, mechaniczne i programistyczne. Zredukowałam rozmiary prototypu, by zmieścić się lepiej w budżecie. Czekałam cierpliwie na swoją kolej przy stanowiskach roboczych i maszynach. Jednym słowem: kompromisy na każdym kroku... Oczywiście, nie byłam ani przez moment pozostawiona sama sobie! Zadawałam setki pytań, słuchałam rad i sugestii. Wspierali mnie zarówno tzw. mentorzy, czyli niezastąpieni specjaliści - praktycy, członkowie Fab Lab'u ( i nie tylko ) , jak również sami uczestnicy szkolenia. W chwilach zwątpienia ( " nie wiem czy zdążę ", " nie wiem, jak to zaprogramować", " silnik się chyba spalił " ) natychmiast pojawiała się motywacja w rozmaitej postaci. Nawet przez moment nie pomyślałam o przysłowiowym złożeniu broni. Nadszedł dzień 7.06.2016. Z wrażenia zapomniałam dodrukować naklejki z cyferkami, objaśniające widzom schemat działania wynalazku. W przestrzeni Łącznika WI-MY temperatura wynosiła chyba ponad 30 stopni. Przeklinałam nowe buty na obcasach, które cisnęły mnie niemiłosiernie. Sprawdziłam kontrolnie jeszcze raz - kołyska działa. Uff! To najważniejsze.
Czułam się prawie jak w dniu otrzymania dyplomu ukończenia studiów. Gratulacje, pytania, uśmiechy, zainteresowanie, rozmowy. Stres, zmęczenie, olbrzymia satysfakcja. a jednocześnie jakiś dziwny smutek - że to już koniec... ( no i radość: wreszcie mogłam zdjąć te nieszczęsne buty! ) Zaraz, zaraz - jaki koniec? To właśnie jest POCZĄTEK! P.S. Tutaj znajdziecie więcej szczegółów na temat projektu APIF, finału i wynalazków: https://www.facebook.com/akademiapif/ P.S. 2. UWAGA: wszelki kontakt z Fab Lab'em grozi zarażeniem poznawczym i kreatywnym ADHD wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami :-) CZYLI JAK ZMIENNOCIEPLNE ZWIERZĘ STAJE SIĘ ZMIENNOKSZTAŁTNE Uwielbiam rozmaite układanki, składanki, zabawki z ruchomymi elementami oraz przedmioty wielofunkcyjne, które pozwalają na szybką personalizację. Remonty, przemeblowania i przeprowadzki to coraz powszechniejsza sytuacja, również w przestrzeniach publicznych. Nasza przestrzeń zmienia się, jak obrazki w kalejdoskopie. Przykładowo: dziś moje biuro znajduje się w prostokątnym pokoju, na trzecim piętrze, ale już jutro będzie na parterze, w okrągłej sali ze słupem pośrodku, a za miesiąc być może w nowym budynku, w przestrzeni typu open - space, ze ścianami przeszklonymi, od sufitu do podłogi. W naszych mieszkaniach również pojawiają się i znikają nowe pomieszczenia. Może zamienimy łazienkę w kuchnię? Podzielimy kreatywnie pokój, z myślą o drugim dziecku? Wyburzymy ścianę, by zyskać przestrzeń na wygodny stół, między kuchnią i salonem? ZMIENNKOSZTAŁT powstał z myślą o dzisiejszych, szalonych, rozpędzonych czasach.
Kształt grzejnika, materiały i jego modułowy charakter pozwalają nam dobrać odpowiednią długość urządzenia, mocować go na ścianach płaskich, w narożnikach, ustawiać bezpośrednio na podłodze. ZMIENNKOSZTAŁT nie parzy, jest miły, bezpieczny, ciepły w dotyku, kolorowy, łatwy do utrzymania w czystości. Silikon charakteryzuje się bardzo dobrą przewodnością termiczną ( foremki na ciastka, pojemniki na lód ), jednocześnie będąc bardzo dobrym izolatorem elektrycznym. System wysuwania przewodu zasilającego pomaga schować kabel ( pamiętam w własnego doświadczenia zwisające smętnie ze ściany, czy też, plączące się pod nogami, zbyt długie przewody ). Sterowanie aplikacją to obecnie już niemal standard w urządzeniach, w których potrzebujemy ustawiać samodzielnie parametry. Dzięki temu unikamy rozbudowanych paneli, uchwytów, pokręteł, guzików, dźwigni i innych odstających ( niestety czasem, pomimo wysiłków projektantów: szpecących ), zazwyczaj trudnych do odkurzenia, czy umycia .akcesoriów. Oczywiście to etap koncepcyjny, aczkolwiek uważam, że projekt jest rozwojowy. Na razie ZMIENNOKSZTAŁT wzbudza zainteresowanie i same pozytywne reakcje. CZYLI O TYM, JAK NIE PAŚĆ OFIARĄ INNOWACYJNYCH TECHNOLOGII Na pewno słyszeliście o technologii PayPass, zaproponowanej z wielkim entuzjazmem przez MasterCard. Sama idea bardzo szczytna: oszczędność czasu i opracowanie nowych metod płatniczych . "Zbliżeniówki" przyspieszają pracę pani w markecie, gdy kolejka się wydłuża, pozwalają błyskawicznie kupić bilet w autobusie bez fatygowania kierowcy, zamówić frytki w McDonaldzie bez patrzenia głęboko w oczy kasjerowi, Jednak karty tego rodzaju mają pewną zasadniczą wadę: skoro drobne transakcje nie wymagają zatwierdzenia, to bez problemu można nimi się posłużyć do niecnych zamiarów... Niedawno mój znajomy, który opracowuje nowe sposoby zabezpieczania kart płatniczych, opowiadał o podłej kradzieży w środku komunikacji zbiorowej. Złodziej podszedł do jego kolegi, wykorzystując tłok. Przysunął "coś" ( jakieś urządzenie typu terminal - dokładnie nie wiadomo ) w okolice widocznego portfela ( panowie niestety zwykle noszą swoje drogocenne drobiazgi w sposób widoczny ) i kolega, gdy sprawdził jakiś czas później przypadkowo stan konta, zobaczył szokujące informacje. Przedsiębiorczy młody człowiek nie tyle dokonał natychmiastowej płatności, co sprawdził dane karty i na ich podstawie zadysponował ochoczo budżetem okradzionego. Dlatego, poczytałam trochę i zasięgnęłam języka u różnych speców. Przeczytałam też artykuł na podobny temat. Postanowiłam zadziałać. Oto moje nowe wizytówki, jednocześnie służą jako koperty do kart płatniczych i uniemożliwiają odczyt danych z karty, czy przypadkową transakcję. To prototyp z kartonu; zamierzam wkrótce wykonać je z bardziej trwałego materiału. Przy okazji apel - pamiętajcie, by zawsze polegać na zdrowym rozsądku oraz intuicji
i naprawdę dobrze pilnować swoich rzeczy! CZYLI EDISON JAKO BIZNESMEN Jak zauważyliście, zmieniłam nazwę strony. Dodałam również logo. Zainspirowałam się, pośrednio, książką, którą niedawno miałam przyjemność przeczytać. Nosi tytuł "Myśleć jak Edison". Napisana, jak większość poradników i pozycji literatury motywacyjnej, przez Amerykanów ( nota bene, oni chyba nałogowo bezustannie się samodoskonalą, wprowadzają w czyn porady życiowe, a co jakiś czas analizują się z błogością na kozetce u terapeuty ). Autor bardzo przystępnie opowiada o sekretach sukcesu Edisona. Tak, wiem, wiem, każdy z Was teraz będzie krzyczał,, że "Tesla był lepszy". Ale tym razem skupiamy się na sukcesie komercyjnym i tzw. sile przebicia oraz rozmachu, których niestety przystojnemu młodemu Serbowi chwilami brakowało. Edison, wbrew pozorom, wcale nie był taki bardzo analityczno - matematyczny, jakby mogło się wydawać. Dużo szkicował, pracował o zmiennych porach dnia, wprowadzał w swoim instytucie elastyczny czas pracy, tryb zadaniowy i stawiał na prawdziwy potencjał pracownika, nie tylko na jego udowodnione na piśmie wykształcenie. Czasem podejmował decyzje o zatrudnieniu spontanicznie i intuicyjnie - jednak intuicja rzadko go zawodziła. Opisywane trudności w szkole sugerują, że mógł być kinestetykiem. Stąd jego radość wykonywania wszelkich zadań manualnych i zmysłowe testowanie wynalazków oraz umiejętność wczucia się w rolę potencjalnego klienta, partnera w interesach, czy użytkownika. Stąd też pomysły przywożone z wypadu na ryby, czy wyklarowane podczas prac ogrodowych.
Edison potrafił również dostrzec prawidłowości, analogie, zasady - dzięki temu, na bazie już istniejących systemów, idei, mechanizmów, tworzył nowe, wyciągając z nich to, co najcenniejsze lub potrzebne w danej chwili. Bardzo szybko i łatwo nawiązywał kontakty międzyludzkie, umiejętnie kierował PR-em firmy, łączył ze sobą kolejne osoby i instytucje, po mistrzowsku przewidując optymalne korzyści dla obu stron. Czy to wszystko nie brzmi jak opis działania prawej półkuli ? Zmysły, intuicja, kreatywność, relacje, synteza, prawidłowości, mowa ciała... Biorąc pod uwagę moje umiejętności i metody pracy oraz wszelkie testy, jakie kiedykolwiek przechodziłam, mogę bez zawahania zaprezentować się jako przedstawiciel rasy "prawopółkulowców". Owszem, trudno funkcjonować w obecnym racjonalnym, nafaszerowanym informacjami, zwłaszcza liczbowymi ( ach, te dane statystyczne! ) świecie. Słuchać na każdym kroku, że "na oko - to chłop w szpitalu umarł", "trzeba to dokładniej przeanalizować", "wszystko musimy zaplanować i rozpisać w każdym detalu", "musisz nauczyć się odcinać od swoich emocji" itd. Podobny problem spotyka introwertyków, od których wymagamy szalonych zabaw integracyjnych, przebojowości i uzewnętrzniania entuzjazmu na każdym kroku. I, niby powtarzamy sobie, że jesteśmy tacy tolerancyjni i różnorodni i jakie to cudowne, a tak naprawdę, najpierw w szkole, a później w pracy, dążymy do smutnej, szarej unifikacji... Przykład Edisona pokazuje, że nie warto podporządkowywać się wszelkim normom i dostosowywać na siłę. Bo co by to było, gdyby młody Thomas pokornie słuchał nauczyciela, ukończył prowincjonalną szkołę i nigdy nie odważył się wyjść poza schemat? Pisałabym pewnie artykuł na papierze, przy świeczce... *fotografie pochodzą z powyższej książki CZYLI - JEŚLI WIDZISZ LINIE PROSTE, NIE PIJ WIĘCEJ... Myślałam od dłuższego czasu o tym, jaki by tu zrobić oryginalny i niepowtarzalny prezent ślubny dla znajomych. Pomysł pojawił się, gdy obejrzałam prace Kamili Mróz. Kamila na co dzień jest specjalistką od neonów. Być może jedliście kiedyś coś w Solo Pizzy, czy piliście kawę w którymś z lokali na OFF Piotrkowska. Istnieje zatem duża szansa, że neony, które tworzyły w lokalu niepowtarzalny nastrój, są właśnie jej autorstwa. W ramach pracy dyplomowej wykonała szalone projekty futurystycznej biżuterii, łączące w sobie szklane rurki, taśmy i magnesy. Moim zdaniem śmiało mogłyby ozdabiać szyje aktorek, w filmach takich jak Avengers, Batman, Mad Max czy Terminator. Kamila prowadzi autorską pracownię szkła 550 stopni. Z pomocą Kamili - i pod jej czujnym okiem - stworzyłam komplet kieliszków do szampana i nazwałam je roboczo "DELIR". Kieliszki są "pijane". Zostały zdeformowane w płomieniu palnika, a następnie ustabilizowane w piecu. Wbrew pozorom, to nie taka hop-siup zabawa, na jaką wygląda. Palnik parzy ręce, świeci po oczach, szkłem trzeba umiejętnie obracać, uważać, który fragment naczynia można wstawić w płomień i na jak długo. W piecu szkło też nagrzewa się i studzi trochę dłużej niż minutę... Kieliszki zrobiły prawdziwą furorę jako prezent. Znajomi sądzili, że gdzieś je kupiłam. Informacja o tym, że powstały w warsztacie, dodatkowo sprowokowała słowa uznania i podziwu, także wśród gości weselnych.
Obróbka szkła to naprawdę ciekawa i satysfakcjonująca przygoda. Pobudza kreatywność, pozwala tworzyć przedmioty niepowtarzalne, jednocześnie pomaga oderwać się od codzienności i skutecznie odstresować. Dla zaintrygowanych i zainteresowanych - kontakt w sprawie warsztatów z Kamilą Mróz: http://www.550stopnistudio.pl/kontakt/ |